
|

Carlos Castaneda:
wielki mistyfikator czy reporter Nieznanego?
ALINA POŻAROWSZCZYK
Latem 1960 roku Carlos Castaneda, student antropologii na
Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles, poszukiwał w Arizonie
lokalnego informatora do napisania pracy na temat ludowego
ziołolecznictwa. Jeden z kolegów poznał go ze starym Indianinem,
który uchodził za autorytet w leczeniu ziołami i używaniu pejotlu.
Z tego przypadkowego spotkania zrodziło się ponad dziesięcioletnie
terminowanie Castanedy u Juana Matusa, później szczegółowo
przedstawione w cyklu powieści.
Pierwsza z nich, The Teachings of don Juan: A Yaqui Way of
Knowledge (polski przekład Adama Szostkiewicza Nauki don Juana,
Wydawnictwo Literackie 1991), ukazała się w 1968 roku i od razu
wywołała falę dyskusji nad wiarygodnością treści i osobą autora.
Książka bowiem składa się z dwóch części: pierwszą stanowi narracja
obejmująca kilka lat "terminowania" Castanedy, zaś druga, zatytułowana Analiza strukturalna, jest próbą uporządkowania zdobytej
wiedzy w terminologii etnograficznej. Ta część pracy okazała się
niewypałem; Weston La Barre w monografii The Peyote Cult określił
ją jako "żałośnie niekompetentną (...) nużącą próbę zabawy w Levi-Straussa", która "nie może zadowolić ani profesorów Castanedy,
ani zwykłego czytelnika". Analiza strukturalna wprawiła w konsternację także recenzenta "New York Timesa", Charlesa Simmonsa,
który nie był pewien, czy ma do czynienia z powieścią, czy też z pracą
doktorską, sądził jednak, że książka opublikowana jako powieść ma
wielkie szansę na zdobycie popularności. Przewidywania Simmonsa
okazały się słuszne: w krótkim czasie Nauki don Juana stały się
bestsellerem. W ciągu następnych kilku lat ukazały się kolejne części
cyklu: A Separate Reality, Journey to Ixtlan, Tales of Power, The
Second Ring of Power Eagle's Gift i The Firefrom Within. Krok po
kroku wprowadzają one czytelnika w świat don Juana, indiańskiego
"czarownika" i opisują żmudną drogę przebytą przez narratora, od
pierwszych kroków niechętnego i zdumionego studenta, który nieoczekiwanie dla siebie mianowany został "uczniem czarnoksiężnika",
aż po pełne wtajemniczenie i uczestnictwo w świecie zadziwiających
pojęć i zdarzeń.
Jak jednak doszło do tego, że inteligentny i obdarzony krytycznym
umysłem student jednego z czołowych amerykańskich uniwersytetów
został uczniem indiańskiego szamana? Co mogło skłonić najzagorzalszego nawet miłośnika antropologii do przyjęcia filozofii życiowej
niewykształconego Indianina, półanalfabety, który za nic miał
intelektualne osiągnięcia całej cywilizacji zachodniej? Zapewne,
odmienność przyciąga; jednak przyczyny, które związały Castanedę
z Juanem Matusem na ponad dziesięć lat i zmusiły go do diametralnej
zmiany sposobu życia, musiały sięgać głębiej. Przyjęcie filozofii don
Juana wymagało przecież od narratora odcięcia się od wszystkiego,
co wcześniej stanowiło fundamenty jego egzystencji, co nadawało jej
kształt i zapewniało mu poczucie bezpieczeństwa. Trudno znaleźć
cos, co by te wartości mogło zastąpić, toteż rezygnacja z nich nie
może być łatwa. Nie jest to jednorazowy akt, lecz długi i bolesny
proces, którego kolejne etapy śledzimy w kolejnych tomach cyklu.
A ponieważ książki te pisane były niejako w drodze, podczas trwania
nauki, i opierają się na notatkach z rozmów z don Juanem, krąg
widzenia czytelnika poszerza się wraz z kręgiem widzenia narratora.
To nie ja kształtuję fabułę, lecz jakby przeciwnie - to fabuła tworzy
nowego mnie!- komentuje autor w wywiadzie udzielonym Romanowi Warszawskiemu ("Literatura" nr 11-12, 1987).
Jednym z podstawowych problemów, jakie don Juan napotyka
w pracy ze swym uczniem, jest język. Nie chodzi tylko o to, że
używane przez niego pojęcia wywodzą się z narzeczy utoazteckich,
dialogi z narratorem oryginalnie prowadzone były po hiszpańsku,
a książki napisane po angielsku, chociaż samo to stwarza już
wystarczające zamieszanie. Gdy jeszcze dołożymy przekład na język
polski, cała kombinacja zaczyna przynosić nieoczekiwane i niestan-
dardowe efekty lingwistyczne. Pojęcia używane przez don Juana
brzmią w każdym z tych języków mniej lub bardziej naturalnie, ale
zasadniczy problem sięga głębiej, dotyczy bowiem samej idei języka.
Język jest przecież sztucznie stworzoną przez człowieka strukturą,
która desygnując elementy składające się na świat, układa je
w znajome nam wzory; umysł, od dzieciństwa przyzwyczajony do
wydeptywania tych samych ścieżek, przestaje zauważać ich umowność i porządkujący rzeczywistość kod zaczyna traktować jak
rzeczywistość samą w sobie, a tym samym przestaje zauważać rzeczy
i zjawiska, które się w tym kodzie nie mieszczą lub mu zaprzeczają.
W świecie wyznaczonym granicami kodu językowego nazwa zaczyna
determinować postrzegane właściwości zjawisk: wiatr jest tylko
ruchem powietrza, uschnięta gałąź nie powinna wzbudzać strachu,
a kapelusz nie ma prawa wzbić się w górę jak latawiec. Wiatr, gałąź
i kapelusz występują w języku jako jednostki znaczeniowe, którym
przyporządkowane są określone cechy. W chwili, gdy to przyporządkowanie okazuje się sprzeczne z obserwacjami, człowiek
skłonny jest raczej zwątpić w świadectwo własnych oczu niż zakwestionować pojęcia, jakimi operuje jego umysł. Pozbawiony przewodniej nici języka staje zagubiony pośrodku labiryntu nierozpoznawalnej, a przez to groźnej, rzeczywistości. Trudno się dziwić narratorowi
Castanedy, że na wszelkie sposoby broni się przed taką sytuacją
i czepia swojej wiedzy o świecie jak pijany płotu.
Tymczasem don Juan próbuje wszelkich sposobów, by przełamać
schematy myślowe swego ucznia i nauczyć go stawać twarzą w twarz
z Nieznanym. Używa w tym celu subtelnych sztuczek psychologicz-
nych, podstępów, szantażu emocjonalnego, a gdy wszystko inne
zawodzi, ucieka się do pomocy roślin o działaniu psychotropowym.
Jest nie przebierającym w środkach manipulatorem, który jednak
dokładnie wie, co robi i do czego zmierza, ani na chwilę nie
pozwalając, by sytuacja wymknęła mu się spod kontroli. Jego
zadanie nie polega jedynie na rozszerzeniu pojęć intelektualnych
ucznia czy na zastąpieniu ich innymi; nie chodzi mu o to, by
przeprowadzić swego terminatora ze "świata zwykłych ludzi" w "świat
czarowników". Świat czarowników jest bowiem tylko jeszcze jedną
konstrukcją, innym systemem pojęć i znaczeń, rządzi się innymi
zasadami, ale więzi umysł dokładnie tak samo, jak świat, który wszyscy
znamy. Poznanie go jest jednak konieczne, gdyż tylko człowiek, który
zna oba światy jest w stanie wślizgnąć się w szczelinę między nimi
- a tym samym, na chwilę, uwolnić od obydwu. Potrzebna jest
alternatywa, by człowiek mógł się pozbyć zakodowanego sposobu
myślenia. Świat czarowników jest właśnie taką alternatywą. "Żeby
widzieć, trzeba się nauczyć patrzeć na świat w inny sposób, a jedyny inny
sposób, jaki znam, to sposób czarowników" - mówi don Juan. Ten,
który widzi, osiąga cel nauki - staje się Człowiekiem Wiedzy.
Don Juan, który sam jest Człowiekiem Wiedzy, nie rości sobie
jednak pretensji do poznania istoty rzeczywistości. "Świat jest
tajemniczym miejscem, a my jesteśmy tajemniczymi istotami" - powtarza często. Wyzwolenie z więzienia intelektualnych schematów
nie oznacza jeszcze wtajemniczenia we wszystkie sekrety świata;
rysuje jedynie świadomość własnych ograniczeń i nierozpoznawalności Nieznanego. Istnieją co prawda pewne reguły, które obowiązują przy poruszaniu się po tym obszarze, mają one jednak
charakter pragmatyczny, natomiast dociekanie Jak" i "dlaczego"
jest bezcelowe, gdyż prowadzi jedynie do wytworzenia kolejnej
konstrukcji intelektualnej, a więc do zafałszowania obrazu. Intelekt
sam nie jest w stanie przezwyciężyć własnych ograniczeń i don Juan
dobrze o tym wie. Gdy narrator powieści czyta mu fragmenty
z Wittgensteina, Indianin komentuje: "Twój przyjaciel Wittgenstein
sam zaplątał się we własne sidła". Większa część nauk don Juana
przekazywana jest w sposób pozawerbalny; twierdzi on, że przemawia do ciała swego ucznia, nie do jego intelektu, toteż uczy go
odbierać świat i reagować nań z pominięciem przekaźnika słownego.
Długi proces stawania się Myśliwym i Wojownikiem polega na
poznaniu sztuki panowania nad sobą i otoczeniem, nad swoimi
relacjami ze światem, swoim ciałem, psychiką i życiem. Dopiero po
nabyciu tych umiejętności można stać się Człowiekiem Wiedzy.
Z pewnością pierwsze powieści Castanedy w dużym stopniu
zawdzięczały swój początkowy rozgłos atmosferze końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych. W epoce LSD dziennik
doznań narratora wprowadzanego w odmienne stany świadomości
przy pomocy bielunia, pejotlu i grzybów, z góry skazany był na
popularność. Jednak w kolejnych częściach cyklu Castaneda stop-
niowo odchodzi od tematu "roślin mocy". A Separate Reality,
podobnie jak Nauki don Juana, w dużej części poświęcona jest stanom
odmiennej rzeczywistości, ale już w Journey to Ixtlan rośliny te
wspomniane są tylko mimochodem i nie mają większego wpływu na
akcję. We wstępie do tej właśnie powieści Castaneda wyznaje: W obu
poprzednich książkach opierałem się na założeniu, że w procesie
przygotowania do zostania czarownikiem zasadnicze znaczenie mają
stany odmiennego postrzegania rzeczywistości osiągane przy pomocy
roślin o właściwościach psychotropowych. (...) To założenie okazało
się błędne. Halucynogeny okazują się tylko jedną z dróg prowadzących do celu, narzędziem pomocniczym, zaś właściwym celem jest
zmiana obrazu świata wpojonego narratorowi przez kulturę Zachodu. W Journey to Ixtlan Castaneda powraca do samych początków swej znajomości z don Juanem i rekapituluje doświadczenia
dziesięciu lat z nowego punktu widzenia. Okazuje się, że przygoda z don Juanem nie była dla narratora jedynie wycieczką
w świat narkotycznych wizji, lecz drogą do przebudowy własnej
psychiki.
Dzisiaj, w latach dziewięćdziesiątych, filozofia don Juana nie
wydaje się już tak bulwersująca. Grunt pod jego poglądy został
przygotowany w ciągu ostatnich dziesięcioleci przez współczesne
trendy naukowe, filozoficzne czy religijne. Pojęcia pokrewne używanym przez starego Indianina przetarły sobie drogę do powszechnej
świadomości i współczesnemu czytelnikowi prawdopodobnie nie
wydadzą się obce. W latach sześćdziesiątych jednak twierdzenia te
mogły brzmieć rewolucyjnie. Nic więc dziwnego, że od chwili, gdy
ukazały się Nauki don Juana, osoba Castanedy i jego książki nie
przestawały wzbudzać niedowierzania, wątpliwości i kontrowersji, a on sam stał się jedną z najpopularniejszych postaci w świecie literatury lat siedemdziesiątych. Ronald Sukenick, który
w 1973 roku pisał dla nowojorskiego "Village Voice" recenzję
z trzech pierwszych części cyklu, wyjawił, że duży udział w publikacji
Nauk don Juana miała Anais Nin, która pomogła w znalezieniu
wydawcy dla powieści. Uznana pisarka Joyce Carol Oates wysoko
oceniła wartość artystyczną twórczości Castanedy. Jego narratora
porównywano do Hucka Finna i Hemingwayowskiego Nicka Adamsa. Inny głośny pisarz, Donald Barthemie, opublikował w "New
York Times" parodię opowieści o don Juanie zatytułowaną The
Teachings o f Don B: A Yankee Way ofKnowledge. Wokół Castanedy
szybko narastał kult, młodzież uznała go za swego
guru, antropolodzy wyrażali się o nim z nieufnością, a dziennikarze usiłowali zbadać jego biografię. Tu jednak napotykali na
liczne trudności. Zgodnie z zaleceniami don Juana, Castaneda
nie kwapił się z wyjawianiem szczegółów swego życiorysu; co
więcej, sam często był autorem jego rozmaitych, wykluczających się
wersji.
Według jednej z nich, urodził się w Sao Paolo w dzień Bożego
Narodzenia 1935 roku, jako dziecko nastoletnich rodziców pochodzących ze znanych rodzin. Wychowaniem chłopca zajęli się
dziadkowie ze strony matki, właściciele kurzej fermy w Brazylii. Gdy
miał sześć lat, rodzice zabrali go od dziadków, jednak w rok później
matka zmarła, a ojciec umieścił chłopca w szkole z internatem
w Buenos Aires. Gdy piętnastoletni Carios zaczął sprawiać kłopoty
wychowawcze, zabrano go ze szkoły i wysłano do rodziny wuja w Los
Angeles. Ukończył tam szkołę średnią i w dwa lata później zaczął
uczęszczać na kurs rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych Milan, ale,
jak sam przyznał, brakowało mu wrażliwości i otwartości, niezbędnych, by stać się prawdziwym artystą, wrócił więc do Los Angeles
i rozpoczął studia na wydziale socjologii, a potem przeniósł się na
antropologię. W roku 1959 formalnie zmienił nazwisko na Castaneda.
Okazało się jednak, że biografia ta jest przynajmniej częściowo
nieprawdziwa, gdyż z rejestrów imigracyjnych wynika, że Carios
Cesar Arana Castaneda pod tym właśnie nazwiskiem przybył do
Stanów Zjednoczonych w 1951 roku i już w 1955 roku został
studentem psychologii Los Angeles City College. Uczęszczał tam
między innymi na kurs pisania i kurs dziennikarski. Według tej wersji
był Peruwiańczykiem urodzonym 25 grudnia 1925 roku w mieście
Cajamarca, gdzie ukończył miejscową szkołę średnią. W 1948 roku
przeniósł się wraz z rodzicami do Limy i tam z kolei ukończył Colegio
Nacional de Nuestra Senora de Guadelupa, a potem studiował
malarstwo i rzeźbę w Narodowej Akademii Sztuk Pięknych. Jego
ojciec miał być złotnikiem i zegarmistrzem. Jose Bracamonte,
przyjaciel z lat peruwiańskich, wspomina, że Castaneda utrzymywał
się w tym czasie głównie z hazardu - kart, koni i kości - i określa go
jako "wielkiego łgarza".
Nic więc dziwnego, że dziennikarze próbujący ustalić szczegóły
biografii Castanedy często rezygnowali z publikacji, zniechęceni
nieścisłościami i niemożnością weryfikacji faktów. W 1972 roku
Bruce Cook przeprowadzał wywiad z pisarzem dla "The National
Observer". Wywiad nigdy się nie ukazał, a zniechęcony Cook
zastanawiał się, czy Castaneda faktycznie był w stanie napisać swoje
powieści, gdyż język, jakim posługiwał się w rozmowie, przeładowany socjologiczno-antropologicznym żargonem, wydawał się zupełnie
nieprzystający do płynnego toku narracji jego prozy. Cook sugerował, że obróbki literackiej notatek Castanedy dokonał ktoś inny.
Podobnie zakłopotana była Sandra Burton, która spędziła z pisarzem kilka tygodni przygotowując materiał dla tygodnika "Time".
Castaneda ukrywa nie tylko swoją biografię; także twarz. Na
większości fotografii, włącznie z tą, która przyozdobiła okładkę
"Time`a" widać tylko jego oczy, a reszta twarzy zasłonieta jest książką, kapeluszem lub dłonią.
Kim jest więc Carlos Castaneda? Nowym Osjanem, jak utrzymuje Sukenick, czy reporterem wiernie relacjonującym prawdziwe zdarzenia, jak twierdzi on sam? Kimkolwiek by nie był, jego powieści zdążyły już obrosnąć w legendę i znalazły się w kanonie lektur obowiązkowych dla wyznawców Nowej Ery.
|

|